Mówiliśmy
wiele o Buddyźmie Hinajany, Buddyźmie Mahajany i Zen. Mogliśmy zobaczyć jak
wszystkie one mają różne techniki medytacji i style. Ale chociaż słowa i mowa
mogą być różne, zawsze, istota (kość) ich nauczania jest taka sama: Jak możemy
się obudzić i pomóc temu światu, właśnie teraz?
Nie zależnie od tradycji, istotą każdej praktyki medytacji jest pomóc ci
zrealizować twoją własną pierwotną naturą tak abyś mógł pomóc wszystkim
czującym istotom wydostać się z cierpienia. Medytacja nie jest stwarzaniem
czegoś specjalnego. Nie jest to jakieś przyjemne doświadczenie, spokoju i
błogości. Tak, czasami możemy doświadczyć tego podczas medytacji. Ale czym
jesteś? Kiedy urodziłeś się, skąd
przyszedłeś? Kiedy umrzesz, dokąd odejdziesz?
Czy możesz mi powiedzieć?”
Większość
ludzkich istot nie potrafi odpowiedzieć na te podstawowe pytania. Zamiast tego
one poświęcają całą swoją energię podążając za pragnieniami, gniewem i
niewiedzą . Dzień za dniem pragną one nietrwałych rzeczy; stają się przywiązane
do rzeczy do sławy i uczuć i cierpią kiedy te rzeczy zmieniają się lub znikają.
Stwarzają cierpienie, po czym trzymają to cierpienie jak cenny klejnot. Ludzkie
istoty powinny być najwyższe ze wszystkich zwierząt. Ale zamiast tego, spędzają
one całe życie błąkając się dookoła, dookoła, dookoła oceanu cierpienia. To nie
jest właściwa droga dla ludzkich istot.
Zatem
jeśli nie kontrolujesz swojej karmy, nie możesz zrobić niczego w tym życiu.
Tylko
kiedy całkowicie odetniesz całe myślenie będziesz mógł powrócić do twojej
pierwotnej natury, która jest poza życiem i śmiercią. Nazwą tego punktu jest
„nie wiem”. Jest bardzo ważne aby osiągnąć to i pomóc temu światu: wtedy życie
i śmierć nie będą problemem. To dlatego medytacja jest tak ważna.
Dawno
temu, był mistrz Zen który żył na małej górze. On tylko siedział w swojej
chatce-pustelni, zawsze praktykując medytację. Jak jest w zwyczaju, jego
świeccy uczniowie przynosili mu jedzenie, lekarstwa i ubrania. Czasami mistrz
Zen był zapraszany na dół do wioski leżącej u podnóża góry aby dać mowę Dharmy.
On nie lubił opuszczać swojej góry, ale ci świeccy ludzie chcieli jakichś nauk,
więc on szedł tam. Na zakończenie mowy Dharmy, zwykle przygotowywali duży
posiłek dla niego. Oni podawali ryż, zupę i jarzyny. Chociaż biedni, ci prości
chłopi przygotowywali także wspaniałe ryżowe „lecznicze” wino dla swojego
nauczyciela. Jednak, ten mistrz Zen nigdy nie pił alkoholu - on tylko
utrzymywał czysty umysł. Ale ci wieśniacy włożyli wiele pracy aby przygotować
to specjalne wino, ponieważ jak mówili to pomoże jego ciału. Zatem kiedy oni
prosili, on pił to. Było bardzo, bardzo mocne! On nie był chory i nie
potrzebował żadnego leczniczego napoju. Jednakże, mistrz Zen pił wino, czarka
za czarką, tak długo jak oni go prosili aby z nimi pozostał, w ten sposób ci
wieśniacy byli bardzo, bardzo szczęśliwi.
Pewnego
dnia, mistrz Zen wracał po wizycie w wiosce do swojej chaty. Zapadała noc kiedy
on wychodził stromym szlakiem pod górę. Musiał minąć stary cmentarz. Księżyc
był w pełni tej nocy i mógł on widzieć wyraźnie stare nagrobki w niebieskim
świetle, ich zaokrąglone wierzchołki wznosiły się jak fale na małym górskim
jeziorze. Jak zwykle, mistrz Zen zatrzymał się przed bramą wejściową z kutego
żelaza i wykonał krótki pokłon w stronę swoich przodków, po czym poszedł dalej.
Wino ryżowe było bardzo, bardzo mocne, a więc jego głowa miała dość niezwykłe
uczucie!
Nagle,
rozległ się głośny dźwięk i ziemia zatrzęsła się. Ba-bumm!
Mistrz Zen popatrzył się do góry, ponad nim, wysoko nad drzewami, był wielki
przerażający duch! Był ogromnych rozmiarów, ubrany w coś co wydawało się być
mundurem wojskowym, z wielkim napierśnikiem i masywnym mieczem. „Hej, ty!”
zagrzmiał straszny duch na niego. „Stary mnichu! Nie lubię cię”. Duch był bardzo, bardzo zły!
Ale
centrum tego starego mnicha nie poruszało się. On patrzył tylko w górę na
wielkiego ducha.
„Nie
lubisz mnie?” On nie mógł powstrzymać
małego uśmieszku błąkającego się wokół jego ust kiedy kołysał się tak w przód i
w tył.
„Tak, Nie
lubię ciebie!”
„Och, to
nie dobrze. Ja nigdy nie sprawiłem ci żadnego kłopotu. Dlaczego mnie nie
lubisz?”
„Ty jesteś
najgorszym mnichem! Co tydzień schodzisz na dół do wioski i pijesz alkohol. A
kiedy tędy przechodzisz zostawiasz bardzo zły zapach! Budda powiedział że
mnichom nie wolno pić, a ty co tydzień pijesz wino ryżowe. Ja nie lubię złych
mnichów, a więc nie lubię cię!”
„A kim ty
jesteś, jeśli mogę zapytać?”
„Byłem
najwyższym generałem w kraju. Służyłem samemu królowi. Zabiłem w wojnach wiele
ludzi, zatem kiedy umarłem, dostałem to ciało ducha. Teraz zabiję cię, ponieważ
ty jesteś złym mnichem!”
„Dobrze,
dobrze,” powiedział mistrz Zen. Nie był on w ogóle przestraszony. „Jeśli
zabijesz mnie to nie jest problem. Ale skoro ty jesteś takim wielkim generałem.
Dlaczego chcesz mnie tak po prostu zabić? To zbyt łatwe! Mam o wiele lepszy
pomysł”.
„Lepszy
pomysł? Jak śmiesz...!”
Mistrz Zen
kontynuował, „Zrobimy zakład. Ja ukryję się przed tobą trzy razy. Jeśli
odnajdziesz mnie za trzecim razem, będę twoim niewolnikiem. Jeśli nie będziesz
mógł mnie znaleźć, wtedy będziesz musiał zostać moim uczniem”.
Generał
duch wpadł w furię. Ten mnich wierzył w siebie za bardzo! „Może ten stary mnich
jest po prostu szalony”, pomyślał. Ale on widział też że mistrz Zen nie był ani
trochę przestraszony. Jego umysł nie poruszał się. Było coś interesującego w
tym starym mnichu.
„W
porządku”, zagrzmiał generał. „Możesz spróbować się ukryć! Ja odnajdę cię
gdziekolwiek - w niebie albo w piekle, nie możesz ukryć się przede mną!”
„Wspaniale!”
powiedział mistrz Zen. „Ty jesteś z pewnością wielkim człowiekiem. Teraz,
musisz zamknąć swoje oczy i wziąć trzy głębokie oddechy, potem możesz otworzyć
swoje oczy i próbować mnie znaleźć”.
Ale ten
stary mnich był mnichem Zen. On praktykował przez wiele, wiele lat, zatem
posiadał on różne rodzaje specjalnej energii. Mógł on zmienić swoje ciało w
jakiekolwiek zwierzę, mógł zniknąć, albo okrążyć cały świat w mgnieniu oka.
Zatem kiedy generał duch zamknął swoje oczy, mistrz Zen nagle zniknął i pojawił
się w sali medytacyjnej w starej świątyni Zen w południowych górach. Wylądował
na podłodze i szybko skrzyżował obie nogi w pełnym lotosie, po czym
skoncentrował mocno całą swoją energię w hara.
Wtedy przywołał on kong-an Mu. Z wielką
determinacją, koncentrując sto procent swojej energii na mu, stary mnich wszedł samadhi mu - tylko „Muuuuu....”
Wszystko całkowicie stało się „Muuuuuu.”
Nagle
ogłuszający dźwięk przerwał samadhi starego mnicha.
„Aaaaa!”
zabrzmiał wielki głos. „Znalazłem cię!” Spojrzawszy w górę, mnich zobaczył
ducha generała zaglądającego do sali medytacyjnej, poprzez dachówki które
rozchylił tak jakby to była zabawka. „Nie możesz się ukryć przede mną, ty
niedobry stary mnichu! Ha ha ha ha!”
„Och,
znalazłeś mnie”, powiedział mnich. „Jesteś z pewnością wielkim generałem. Ale
ja chciałem tylko cię sprawdzić. Zamknij swoje oczy ponownie, spróbuje jeszcze
raz”.
Kiedy duch
zamknął oczy, mistrz Zen natychmiast zniknął. Tym razem kiedy on ponownie
pojawił się, przekształcił się w dzikiego tygrysa. Ale to nie było wszystko. On
siedział w głębokiej jaskini u szczytu wysokiej zaśnieżonej góry gdzieś na
krańcach Chin, w pobliżu granicy z Tybetem. Był powyżej granicy chmur, gdzie
nawet trawa nie mogła rosnąć: z pewnością nikt nie mógł pomyśleć że można tu
znaleźć jakąś żywą istotę!
Ale w
ciągu jednej minuty, rozległ się głośny grzmot z tyłu jaskini. „Ha ha ha ha! Ty
głupi mnichu robaku-ryżowy! Znalazłem cię znowu!” Duch-generał wyłonił swoją
głowę z cienia i w jednym momencie tygrys znowu stał się starym mistrzem Zen.
„Och,
jesteś bardzo wysokiej-klasy duchem”, powiedział mistrz Zen. „Możesz znaleźć
mnie prawie wszędzie!”
„Tak, nie
ma takiego miejsca w całym wszechświecie gdzie mógłbyś się ukryć. Wkrótce
zostaniesz moim niewolnikiem!”
„To jest twoja idea”, powiedział mistrz Zen. „Teraz zamknij oczy, i spróbujemy znowu”. Duch zasłonił ręką swoje oczy i zaczął oddychać powoli. Zamiast sprawiać aby
jego ciało znikło znowu, mistrz Zen stanął za najbliższym drzewem i po prostu
odciął całe swoje myślenie. Powrócił całkowicie do umysłu nie-wiem. Ten umysł
nie ma myślenia, ponieważ to jest umysł zanim pojawia się myślenie. To jest
pusty umysł, nasza czysta, pierwotna natura.
Duch-generał
przestał liczyć i odsłonił swoje oczy. On nie wiedział gdzie był mistrz Zen. On
patrzył wszędzie, ale nie mógł go znaleźć. Od najwyższego nieba do najniższego
stanu piekła, duch przeszukał każde miejscu we wszechświecie. Patrzył ponad
chmurami i pod górami, on szukał wszędzie. Ale nie mógł odnaleźć mistrza Zen
nigdzie! I nie tylko to: ten generał był nieżywy, zatem nie był on już
skrępowany przez czas i przestrzeń. Mógł on sprawdzić trzy okresy, przeszłość,
teraźniejszość i przyszłość. On szukał w trzech światach, foremnym, bezforemnym
i pragnienia. Ale tego starego mnicha nie można był o nigdzie zobaczyć! To było
bardzo dziwne, ponieważ duch mógł widzieć wszystko, w każdym miejscu. Ale kiedy
stary mistrz Zen całkowicie utrzymywał umysł-nie wiem, duch nie mógł go
odnaleźć nigdzie.
„Och,
mistrzu Zen, nie mogę cię znaleźć!” powiedział duch. „Z pewnością jesteś
wielkim człowiekiem. Proszę wyjdź tak abym mógł pokłonić się przed tobą i
zostać twoim uczniem”.
Mistrz Zen
wyszedł zza najbliższego drzewa. „Tu jestem”. Duch zrobił trzy pełne pokłony
przed starym mnichem. „Poprzednio byłeś numer-jeden złym duchem; teraz jesteś
moim uczniem. Od teraz, nie krzywdź nikogo. Tylko pomagaj innym ludziom,
dobrze?”
„Dobrze,
dobrze! powiedziałem wiele złych rzeczy o tobie. Przepraszam bardzo. Od teraz
będę tylko podążał za tobą!” Od tego dnia, duch został służącym mistrza Zen.
Zatem ta
historia mówi nam coś o umyśle nie-wiem. Jeśli utrzymujesz umysł nie-wiem w stu
procentach, wtedy twoje demony nie mogą cię znaleźć. Cierpienie nie może cię
znaleźć. Karma, problemy, życie, śmierć, przychodzenie i odchodzenie, dobro i
zło - nic nie może cię pochwycić kiedy utrzymujesz umysł nie-wiem. Ten umysł
nie-wiem jest twoim najważniejszym skarbem; może on dokonać wszystkiego. On nie
jest zależny od Boga ani Buddy, Hinajany, Mahajany ani Zen. Nie jest on zależny
od życia ani śmierci.
Jeśli
chcesz wydostać się z oceanu cierpienia, tylko jeden rodzaj kompasu jest
potrzebny: twój kompas nie-wiem. On zawsze jest wewnątrz ciebie. Kiedy używasz
go, wtedy odnajdziesz że twój właściwy kierunek zawsze pojawia się wyraźnie
wprost przed tobą, z momentu na moment.
Zatem mam
nadzieję że z momentu na moment idziesz tylko prosto nie wiem, które jest
czyste jak przestrzeń, próbujesz, próbujesz, próbujesz przez dziesięć tysięcy
lat, bez przerwy, osiągniesz oświecenie i wybawisz wszystkie istoty od
cierpienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz